środa, 26 marca 2014

Rozdział 2 "Raz, dwa, trzy Maxine!"



     Maryse zatrzymała samochód przed szarym blokiem. Rozejrzałam się dookoła. Moja mama tu nawiała? Serio? Na taką wiochę? Boże, ja tutaj nie wyrobię. Śmierdzi gnojem i wsią. Nie ma tu sklepów. No ok, jest jeden w którym nic nie ma. Wysiadłam z samochodu i popatrzyłam na blondynkę siedzącą z przodu.
-Nie idziesz?- zapytałam patrząc w jej oczy.
-Sorry mała ale w tych butach na tym błocie? O nie ma mowy!- zaprotestowała.
-To wpadnij później.
Odjechała. Na skrzyżowaniu stała grupka dzieciaków i jedna starsza dziewczyna. Popatrzyli na mnie z dużej odległości. Cholerka, już im podpadłam! Zaśmiałam się. Weszłam na klatkę schodową i wspięłam się na pierwsze i ostatnie piętro. Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi, a po chwili zobaczyłam twarz mojej babci. Uśmiechnęłam się.
     Valeria to staruszka z przenikliwymi oczami. Takimi jakimi zabija mnie Louis. Jednak w oczach staruszki widzę zawsze miłość i zrozumienie. Zdjęła czerwony czajnik z ognia gdyż woda zaczęła się gotować. Zalała dzbanek wodą a po chwili dosypała do niego jakieś listki. Popatrzyłam na nią pytająco.
-To melisa i mięta- wyjaśniła- Co cię do mnie sprowadza?
-Miała tu być mama- sprostowałam.
-Ale Lany nie ma w kraju, wyjechała do Bułgarii- powiedziała.
Skoro jej tu nie ma to o co chodziło temu kolesiowi? Już nie rozumiem, ktoś chce mnie w coś wrobić. To bez sensu!
Babcia usiadła koło okna i patrzyła w przestrzeń. Uśmiechała się lekko patrząc na drzewa. Była oazą spokoju. Nigdy nie krzyczała i nie podnosiła głosu. Nawet kiedy zbiłam jej wazon, powiedziała, że nic nie szkodzi był stary i za dużo z nim wspomnień. Jedak nigdy nie pozbyła się po nim szkiełek. Trzyma je w skrzyneczce schowanej w szafie.
-Pamiętasz Maxine?- zapytała nagle.
Zdziwiłam się. Maxine teraz ma około dwudziestu kilku lat. Nie wiem kiedy. Zawsze się bawiłyśmy, kiedy byłam u babci. Wdała się w porachunki z mafią czy coś i musiała uciekać z kraju.  Nie wiem co się z nią stało. Dwa lata temu do drzwi mojej babci zapukali mężczyźni w skórzanych kurtkach i pytali o nią. Nie było dobrze. Była zakochana w jakimś gangsterze. Mówiła mi wszystko, byłyśmy jak siostry. Ona sama doradzała mi w sprawach związków, nie było jej przy mnie kiedy pojawił się Michael. Już wtedy jej nie było.
-Pamiętam a co?
-Wróciła- oznajmiła.- Widziałaś tą dziewczynę co biegała z dzieciakami?- zapytała.
-No tak. To ona?
-We własnej osobie.
     Przeszłam obok mrugającej lampy.  Dookoła było jeszcze kilka świecących lamp, potem pole i ciemność. Przy lampie stał chłopak i dziewczyna ubrani na czarno. Na oko mieli dwanaście lat. Skręciłam w lewo i zobaczyłam kilka kroków dalej zobaczyłam ciemne okno sklepy.
Pchnęłam drzwi które pisnęły głośno. W całym pomieszczeniu było ciemno. Obok starej wagi szalkowej stał mały dzwoneczek. Podniosłam go i zadzwoniłam. Chwilę potem światło się zapaliło a do pomieszczenia wkroczyła starsza pani z małym pieskiem na rękach. Położyła go na starym, czarnym krześle z satynową poduszką. Założyła okulary i popatrzyła na mnie.
-Co podać?- zapytała schrypniętym głosem.
-Poproszę dwie oranżady, takie najtańsze.
Kobiet obróciła się do półek stojących za nią. Były dwa razy większe od niej. Ustała na małej drabince, której wcześniej nie zauważyłam. Sięgnęła dwie butelki z czerwoną, gazowaną cieczą. Postawiła je na blacie i zapisała w zeszycie.
-Coś jeszcze?- zapytała takim samym głosem jak przedtem.
-Wszystko.
-Poproszę funta.
Podałam jej pieniądze i szybko opuściłam sklep z moim zakupem. Przechodząc obok lampy zobaczyłam biegnące w jej stronę dwie osoby. Pierwszy biegł chłopak, zaraz za nim dziewczyna w czarnych, kręconych włosach. Chłopak z impetem wpadł na lampę, krzycząc:
-Raz, dwa, trzy Maxine!
Maxine zaczęła się chichrać.Po chwili odwróciła się w moją stronę i zamarła. Patrzyła na mnie zdziwionym wzrokiem. Nie dziwię jej się.
-Brie?
-Maxine.
Zaśmiała się, a ja razem z nią. Podeszła do mnie i zamknęła w niedźwiedzim uścisku. Potarła moje plecy swoimi dłońmi.
-Kupę lat, co?- zaśmiała się, znowu.
-Trochę.
     Schowałam się za garażem. Nie wierzę, że bawię się w chowanego, pomyślałam. Wychyliłam się zza ścianki garażu i patrzyłam gdzie jest Maxine, bo to ona szukała. Nigdzie jej nie widziałam i chciałam przebiec koło drugiego garażu jednak... Ktoś zakrył mi usta ręką i przyciągnął do siebie w tali. Boże! Na szyi czułam czyjś oddech.
-Hej mała- powiedział.
No i wszystko jasne!
-Hej duży- powiedziałam cicho kiedy zabrał mi rękę z ust.
Odwrócił mnie do siebie i zaśmiał się. Idiota!

~~~
Takowy krótki
3 kom = dalej!

3 komentarze: