poniedziałek, 24 marca 2014

Rozdział 1 "Szybkie samochody i publiczne toalety."


     Wyszłam ze szkoły. Mamy jeszcze nie było. Muszę iść na pieszo. Od St. Bonaventure's School do Wanstead Park Ave idzie się jakąś godzinę. No cóż.
Z nadgarstka ściągnęłam gumkę i związałam włosy w koka. Przyprasowałam bluzkę i mogłam iść. To nic, że mam wysokie obcasy. Nic się nie stanie. Dzisiaj jest wyjątkowo ciepło jak na Londyn. No ale, idzie lato! Musi być ciepło.
Dzisiaj mijają dwa tygodnie od czasu kiedy dostałam list. Nic się nie działo. To dobrze. Tylko się cieszyć. Jutro zakończenie roku i bye szkoło! Cały czas zastanawiam się kto to mógł być. Nie wiem, może ktoś ode mnie ze szkoły. Ta sytuacja była przerażająca. Maryse stwierdziła, że nie mam się przejmować bo to tylko jakiś dzieciak i robi mi tylko niewinny żarcik. Ha, uśmiałam się! Ten sarkazm...
Zostało mi jeszcze jakieś dwadzieścia minut drogi kiedy buty zaczęły mnie uwierać. Tak, ten plus zakładania wysokich butów. Saarrkkazm! Ściągnęłam obcasy z nóg i złapałam je w jedną rękę. Na chodniku leżała rozbita butelka, na palcach ją ominęłam. Usłyszałam trąbienie samochodu. Moim oczom ukazał się jadący pod prąd wiśniowy Aston Martin DB9. Moja ciocia- Maria- nieraz takim jeździ. Ten akurat był bez dachu. Zatrzymał się obok mnie. Za kierownicą siedział przystojny mężczyzna. Oczy miał ukryte za Ray Banami. Miał kolczyk w wardze z prawej strony i w brwi po lewej. Jego ręce i szyję zdobiły tatuaże. Przystojny.
-Hej Mała, podwieźć cię?- zapytał z uśmiechem.
-Hej Duży, nie wiesz, że to ulica jednokierunkowa?- zaśmiałam się.
Ktoś tu jest idiotą! No bo kto normalny jedzie pod prąd?
-To wsiadasz czy nie?- zapytał poirytowany.
-Ha, nie- powiedziałam co bardziej zabrzmiało jak pytanie.
-Yep- pojechał. Pod prąd oczywiście.
No co za łeb! Aż mnie żal w ... ściska! Brrr!
     Wyszłam z przymierzalni w bordowej mini. Maryse podniosła kciuki do góry, nic nie mówiła bo rozmawiała przez telefon. Jest prostytutką, ale kocham ją. Jest dla mnie jak siostra i jest też dorosła więc może robić co chce. Wróciłam do przymierzalni i przebrałam się w swoje ciuchy. Mar zakończyła już swoją rozmowę i stała przy wyjściu ze sklepu z kilkoma torbami.
-Ej, ja mam za chwilę klienta i muszę tam jechać. Pojedziesz ze mną? Poczekasz na mnie pół godziny.
-Um... okej, ale pójdę jeszcze do łazienki.- oznajmiłam i pokierowałam się w stronę WC.
     Umyłam ręce i strzepałam wodę z rąk. Do pomieszczenia wpadł chłopak. Moment... Ten sam chłopak co zatrzymał się dzisiaj obok mnie kiedy szłam do domu. Cholerka! Namierzył mnie wzrokiem i pociągnął w stronę kabin. Kto normalny wymyśla wspólne toalety w centrum handlowym?! Zamknął za nami drzwi od kabiny. Staliśmy blisko siebie, bo tylko tak można było w tej kabinie. Popatrzyłam w górę na jego oczy. Były niebieskie, pasowały do niego, ale nie do jego osobowości. Wydawał się być wredny.
Zza siebie wyciągnął broń. O kur... dę. On ma broń. Cholerka on ma broń. Wycelował ją we mnie.
-Jak chcesz żyć to na kolana, kochanie- powiedział. Jeszcze mam mu loda zrobić. Brawo!
Uklękłam na kolanach przed nim jak jakaś podwładna. Mój wzrok był na poziomie jego krocza. Matko! Moje nogi przechodziły aż do drugiej kabiny. Słyszałam, że drzwi od toalet otworzyły się z hukiem. Ciszę wypełniły czyjeś ciężkie kroki.
-Tomlinson ty mała szmato, gdzie jesteś?- zaśmiał się ten ktoś. Znam ten głos. Michael. Przesrane razy dwa.
-Boże- wyszeptałam.
Rzekomy Tomlinson popatrzył na mnie z góry. Przytknął sobie palec do ust na znak, że nie mam nic mówić. Kiedy usłyszeliśmy jęk zrezygnowania i trzask drzwiami szybko ustałam na nogi tylko po to aby czubkiem głowy uderzyć w brodę . Odsunęłam się od niego i przeżyłam w ściankę za sobą. Popatrzyłam na chłopaka i wybuchłam śmiechem. Miał wytknięty język i pocierał podbródek. Wyglądał przekomicznie! Zmroził mnie wzrokiem i przestałam się śmiać. Mroczny i Niebezpieczny. Hmm... Podoba mi się to. Wyszedł z kabiny poczłapał do lustra aby zobaczyć czy nic się nie stało z jego boską buźką. Chłopie jest cała!, pomyślałam.Popatrzył na moje odbicie w lustrze. Ups, powiedziałam to na głos.
-No ty daj se siana- powiedziałam z niechlujnym akcentem.
Jego wyraz twarzy został bez żadnych emocji, za to w oczach zobaczyłam błysk rozbawienia. Po chwili już nie był taki zimny i zaśmiał się.
-Jak masz na imię?- zapytał przechylając na bok głowę.
-Brianna Richter- powiedziałam.
Popatrzył na mnie jakby zobaczył ducha. A co ja widmo? Nie, jestem Brie. Miło mi!
-Ta Brie Richter?- nie dowierzał.
-Raczej tak?- zapytałam. Tak, zapytałam bo nie byłam pewna czy to o mnie chodzi.
-Trzymałaś się z Michaelem?- zapytał.
-Yeeep- zmarszczyłam nos.
-Żyjesz?- zapytał nadal niewierzącym tonem.
     Patrzył na mnie tymi swoimi przenikliwymi oczami. Byłyby przepiękne gdyby nie było w nich widać nienawiści do swoich rozmówców.  
-Jak na razie to tak- odpowiedziałam.
Wściekły odwrócił się i prawie zderzył się z wchodzącą do toalety Maryse. Wyprostował się, ona zrobiła to samo i mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami.
-Maryse Ouellet- powiedział do niej.
Znają się? No pewnie, że tak... Maryse obsłużyła połowę miasta.
-Louis'ie Tomlinsonie- odpowiedziała mu.
Wow, to było dziwne. Chłopak zmierzył ją jeszcze raz i wyszedł. Popatrzyłam na Mar z wielkimi oczami a ona z pokerową twarzą wyszła  z toalety tak jak to zrobił chwilą wcześniej Louis. Popędziłam za nią i starałam się ją dogonić, co było trudne mimo tego, że ona miała ogromnie wysokie buty.
     Klientem Mar okazał się w miarę przystojny chłopak. Mulat z wieloma tatuażami. Coś na podobieństwo Tomlinsona. Chciałam się cofnąć do samochodu kiedy zostałam wciągnięta do domu siłą przez Maryse.
Dom w środku wyglądał równie spektakularnie jak i na zewnątrz. Urządzony nowocześnie w czarnych i czerwonych barwach. Z progu, w którym się znajdowałam, miałam dobry widok a kuchnię i salon. Na przeciwko mnie znajdowały się szklane schody. Za nimi były drzwi, najprawdopodobniej do łazienki. Na ścianie równoległej do schodów wisiał obraz przedstawiający pięciu mężczyzn. Zauważyłam na nim klienta Mar. Obok niego stał jeszcze blondyn, szatyn i chłopak z kręconymi włosami. Ostatni mężczyzna stał tyłem do fotografa. Miał niesamowity tyłek. Stop! Tego nie było! Stali na tle jakiegoś magazynu. Blondyn trzymał za rękę kogoś kogo fotografia nie obejmowała. Jego dziewczyna?
-Pójdź do salonu, przyniosę ci coś do picia a wtedy ja i twoja przyjaciółka pójdziemy załatwić interesy- zaśmiał się.- A ty kotku pójdź na górę i pierwsze drzwi na lewo- pocałował ją w usta. Fuj!
W salonie stała jedna duża kanapa i po bokach stały dwa fotele, w takiej samej kolorystyce jak kanapa. Naprzeciwko mebli, na ścianie wisiała czarna, duża plazma. Większa od mojej. Ten kolo musi dużo zarabiać.
     Z góry dobiegały głośne jęki. Matko...  Zerknęłam na swój telefon w celu sprawdzenia godziny. Grzeją się już godzinę. Ten to chyba przedawkował witaminy. Chwilę potem wszystko ucichło. Głucha cisza, martwa jak ktoś by wolał. Usłyszałam brzęknięcie zamka, po czym drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Do salonu wbiegł blondyn, ten ze zdjęcia z paczką chipsów. Zaraz po nim wbiegł chłopak z burzą loków, tylko, że ten z paczką żelek. Duże dzieci! Wstałam z swojego miejsca i obróciłam się w ich stronę. W tym czasie ze schodów zaczęła schodzić uśmiechnięta Maryse a zaraz za nią jej klient. Ona w dłoni trzymała pokaźny pliczek pieniędzy. Wszyscy obecni w salonie patrzyli na nią jak na jakąś boginię. Gestem ręki przywołała mnie do siebie i teraz wszyscy patrzyli się na mnie. Drzwi były otwarte na oścież więc pokierowałam się w ich stronę aby wyjść. Szłam przed siebie patrząc w czubki swoich butów, kiedy buchnęłam w kogoś. Podniosłam wzrok i spotkałam się z spojrzeniem niebieskich tęczówek. W tym samym czasie zaczął dzwonić mój telefon. Spuściłam wzrok na ekran telefonu. Numer zastrzeżony. Odebrałam nie zwracając uwagi na wszystkich obecnych.  W słuchawce usłyszałam śmiech. Śmiech który mnie prześladuje.
-No cześć Brie, nie dostałaś jeszcze pięknych jak kwiaty cyferek?- zaśmiał się.- Zastanawiasz się pewnie gdzie twoja mamusia?- nie czekał na odpowiedź.- Jest w domku na wsi u swoich rodziców przeprowadziła się  bez twojej wiedzy. Pojedziesz do niej?
Rozłączył się. Cholera.
~~
1 rozdział! Yeeeh ! Fajnie! Ale u tak nie jest taki jaki chciałam.

CZYTASZ= KOMENTUJESZ.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ ZA 2 KOM. 

BUŹKA x






2 komentarze:

  1. "...Hej Duży..." hahah rozwwaliło mnie to :D Generalnie rozdział bardzo mi się podoba i czekam na kolejny <3

    OdpowiedzUsuń