CZYTASZ=KOMENTUJESZ!
Minął miesiąc. Przez cały miesiąc nie widziałam mamy, znowu wyjechała. Ona zawsze mnie zostawia. Doktor Richmond nie raz próbował się do niej dodzwonić, jednak wszystko idzie na marne. Louis uciekł. Nie wiem czemu. Lepiej jak nie będzie tu przebywał. Boję się go. Jest straszny. Kiedy mu nie odpowiadałam wściekał się. Dlaczego mam mu odpowiadać? Przecież nawet się nie znamy. Dzisiaj pierwszy raz może mnie ktoś odwiedzić. Mam nadzieję, że to będzie Maryse. Ona jedyna zawsze ze mną jest. Nigdy nikogo innego nie ma przy mnie, kiedy akurat kogoś potrzebuję.
Do mojej sali wszedł Zachary, był uśmiechnięty jak zawsze. Rzuciłam na niego okiem i dalej patrzyłam na ścianę przede mną. Usiadł na krześle obok, czułam jego mocne perfumy. Przyzwyczaiłam się do niech, wcześniej strasznie drażniły moje nozdrza. Było to nie do zniesienia.
-Powiedzieć ci sekret?- zapytał, nie odpowiedziałam.- Miałem kiedyś narzeczoną, która jak zaszła w ciążę to uciekła- powiedział cicho.- Nie wiem czy to moje dziecko- zaczął się śmiać. Dla mnie to nic śmiesznego. Bo co w tym śmiesznego, że jego narzeczona zaszła w ciążę i go zostawiła?
Zapomnienie o osobie którą się koca jest najgorsze. Bo mama mnie kochała, prawda? Bo która matka nie kocha swojego dziecka?
Do sali, tym razem, weszła Maryse. Ubrana jak zawsze w swoją ulubioną, krótką sukienkę w kolorze purpury i wysokie, czarne szpilki. Szybko przemieściła się na krzesełko obok mojego łóżka. Nic nie mówiła, wiedziała, że nie chcę rozmawiać. Jako jedyna nie zmuszała mnie do mówienia. Milczałam. Co chwilę otwierała usta żeby cokolwiek powiedzieć, ale za każdym razem kiedy patrzyła w moje oczy nie wiedziała co powiedzieć. Bała się? Na pewno nie tak jak ja. Od miesiąca boję się, że on w każdej chwili wejdzie do mojej sali i zrobi mi krzywdę. Już odruchowo co chwilę patrzyłam się na drzwi, patrzyłam czy nikt nie wchodzi.
-Lekarz powiedział, że możesz dzisiaj wyjść ze szpitala- oznajmiła. Jej głos nie był taki jak zawsze. Był przyciszony i niepewny.- Wiem, że Lada gdzieś pojechała i cię zostawiła i dlatego mam dla ciebie propozycję.- nie odpowiedziałam, więc uznała to za wskazanie aby mówiła dalej.- Wiesz, że mieszkam tylko z Lisą. Coraz częściej dostaję propozycje pracy jako modelka. Zadzwonili do mnie żebym pojechała do Mediolanu. Nie mam z kim zostawić Lisy. Co ty na to żebyś się nią zaopiekowała? Zamieszkałabyś u mnie, przesyłałabym pieniądze na jedzenie- uśmiechnęła się.
Pokiwałam głową na "tak". Nie mam nic innego do pracy. Może tam znajdę wyciszenie?
-Odezwij się- poprosiła, po jej policzkach spływały łzy.- Błagam.
Jej głos załamywał się, nie chciałam żeby płakała.
-Nie płacz- powiedziałam cicho. Mój głos był słaby. Jak nigdy.
Popatrzyła na mnie jakby zobaczyła ducha. Jeszcze nie umarłam. Prawda?
-Nie patrz tak na mnie- poprosiłam.
Uśmiechnęła się.
-Cieszę się, że mówisz.
-Ja też się cieszę, że mówię- zaśmiałam się. To był pierwszy śmiech od długiego czasu. To wspaniałe, że jest ktoś, kto potrafi poprawić mi humor normalną rozmową.
Rozmawiałyśmy tak jak dawniej, nie wiedziałam, że dam jej się przełamać. Nie sądziłam, że to ona będzie powodem mojego uśmiechu. Może ja jestem lesbijką? Ocho, Brie wraca poczucie humoru. Zaśmiałam się cicho.
-Z czego się śmiejesz?- zapytała blondynka.
-Przez chwilę się zastanawiałam czy ja na pewno nie jestem lesbijką.
Maryse wybuchła śmiechem. Po chwili ja też. Boże, nigdy nie śmiałam się sama z siebie. Dziwne.
Otworzyłam drzwi od domu i przez chwilę nie wierzyłam, że to mój dom. Było tam brudno i ciemno. Szybko przebiegłam w stronę swojego pokoju i zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy. Spakowałam je do dosyć sporej torby, która bardziej przypominała worek. Szybko opuściłam dom, zamknęłam go na klucz i pokierowałam się w stronę samochodu Maryse. Jechałyśmy rozmawiając o banalnych rzeczach. Ciuchy, włosy, makijaż. Normalka.
-Jedziemy dzisiaj na wyścigi i walki- oznajmiła. Wytrzeszczyłam oczy. Nigdy nie byłam na nielegalnych walkach. Wiem, że Maryse bardzo często tam bywała i walczyła. Zawsze wychodziła z nich zwycięsko. Niby taka drobna a w pięściach silna. Jak cholera. No dobra, może tak drobna to nie jest. Ma metr osiemdziesiąt wzrostu, wielkolud.
-Nigdy nie byłam na nielegalnych walkach.
-No to będzie twój pierwszy raz- uśmiechnęła się.
Mimo tego kim jest, zawsze stara się byś pozytywnie nastawiona do życia. Zaraża wszystkich swoim optymizmem, za to ją każdy kocha. Każdy myśli, że jest tylko głupią blondynką, której uchodzi wszystko na sucho bo jest "tą głupią blondi". Nie wierzę w to, sama tak myślałam, jednak zmieniłam zdanie kiedy poznałam ją bliżej. Nie jest typową dziewczyną. Owszem, kocha ciuchy, sztuczne paznokcie, ale jej prawdziwą miłością są szybkie samochody i wszelkiego rodzaju silniki. Nie znam się na tym, jednak ona jest w tym specem.
Otworzyła drzwi od swojego domu i usłyszałam krzyki. Maryse rzuciła swoją malutką torebeczkę na stolik przy drzwiach i poszła stanowczym krokiem w stronę salonu. Poszłam za nią.
-Zamknąć się!- krzyknęła wchodząc swoim butem w miskę z chipsami. Lisa i jakiś chłopiec zastygli w bezruchu i wpatrywali się w blondynkę.- No co się tak patrzycie? Posprzątać to. A tak właściwie to jest Brie, Brie to Lisa, moja siostra a to jej głupi kolega Frank.- wskazywała po kolei na swoją siostrę i na piegowatego chłopca. Słodziak.
-Cześć- powiedzieli równo i zaczęli sprzątać, w tempie ekspresowym, oczywiście.
-Chodź- powiedziała Mar i pociągnęła mnie w stronę swojego pokoju.- Masz jakieś ciekawe ciuchy?- zapytała otwierając drzwi do swojego "królestwa".
-Nie mam za ciekawych- zaśmiałam się.
-Zaraz coś znajdziemy- powiedziała i podeszła do drzwi od swojej ogromnej garderoby.
Przymierzałam już chyba z milion strojów. Żaden nie był na mnie dobry. Maryse jest ode mnie wyższa, chudsza i ładniejsza. Ona znalazła już dla siebie ciuchy, o ile to coś co miała na sobie można było nazwać ubraniem. Jak zawsze wyglądała fenomenalnie. Ubrana była w króciutkie białe szorty z brokatowymi wstawkami z boku oraz krótki top z wieloma dużymi cekinami. Całość odsłaniała jej chudy i wysportowany brzuch. Na nogach widniały czarne Nike na które nałożyła specjalne ochronki sięgające do kolan. Jej włosy były wyprostowane. Całość dopełniał ostry makijaż. Wyglądała przepięknie, jak zawsze.
W końcu kiedy Maryse wybrała dla mnie odpowiednią
stylizację, pomalowała mnie bardzo mocno i wyprostowała moje włosy, byłyśmy gotowe do wyjścia. W momencie kiedy otwierałyśmy drzwi, zadzwonił dzwonek. Na werandzie stał ciemnowłosy chłopak. Nie był Brytyjczykiem, nie wyglądał na niego.
-No nareszcie Adam!- wrzasnęła Maryse na cały dom.- My wychodzimy a ty pilnujesz tych dwóch oszołomów- zwróciła się do niego i pociągnęła mnie w stronę swojego garażu.- Poczekaj- rozkazała i zniknęła w ciemności garażu.
Po chwili ciszy usłyszałam ryk silnika. Z czeluści wyłonił się czarno- zielone Subaru. Podobno to jedno z najlepszych do driftu. Tak przynajmniej tłumaczyła mi blondynka.
Kiedy Maryse weszła do ringu, który okalało wiele ludzi, nadal nie traciła swojej pewności siebie. Uśmiechała się. Do ringu zmierzała jej przeciwniczka. Była ogromna. Każdy szeptał. Blondynka nie obawiała się swojej potężnej przeciwniczki. Może i była niższa od Maryse ale była, Boże, ogromna!
Do ringu wszedł spiker, wysoki chłopak z kręconymi włosami i wieloma tatuażami. Znam go, kurwa! To ten koleś... Byłam z Maryse u niego! Znaczy u niego w domu. O kurwa, do potęgi trzeciej!
-Podczas dzisiejszej walki wieczoru zawalczy powracająca Kharma!- dla lepszego efektu przedłużył jej imię, seksownie przeciągnął literkę "r".
Boże, co ja gadam?!
-Kharma warząca sto dwadzieścia trzy kilogramy, zmierzy się z mistrzynią warzącą niespełna pięćdziesiąt kilogramów.
Wszyscy dookoła ringu zaczęli krzyczeć, gwizdać i buczeć. Cholera! Kiedy spiker zszedł z ringu zabrzmiał dźwięk gongu. Odwróciłam się, nie mogłam na to patrzeć. Nienawidzę przemocy.
Po kilkunastu minutach zabrzmiał gong, ponownie. Odwróciłam się i zobaczyłam leżącą, najprawdopodobniej nieprzytomną, Kharmę. Spiker podniósł rękę Maryse w geście zwycięstwa.
-Mistrzynią nadal jest Maryse!- krzyknął a blondynka zeszła z ringu i machnęła włosami. Woow!
-Tak się wygrywa- zwróciła się do mnie.- Harry!- krzyknęła do kogoś.
Podbiegł do nas ten spiker z ringu. Harry.
-Harry poznaj Brie.
Mężczyzna podał mi rękę którą złapałam. Potrząsnął naszymi dłońmi i zaśmiał się.
-Twoja kolej- powiedział.
Moja kolej? Na co?
-Ale na co?- zapytałam.
-Na walkę- oznajmił.
-Co?! Ja nie walczę!
-Ona nie walczy- poparła mnie blondynka. Harry odszedł od nas z wielkim uśmiechem.- Zaraz będą się ścigać.
Pociągnęła mnie w stronę toru. Wspomniałam już, że to wszystko odbywa się na starym torze wyścigowym? Ilekroć gdzieś, się do czegoś nie dotkniesz jest możliwość zarażenie się tężcem. Fuj! Blondi puściła moją rękę i gdzieś poszła. No cholera, zostawiła mnie! Przeszłam bliżej toru i zauważyłam Harry'ego stojącego obok jednego z samochodów. Szybkim krokiem podeszłam do niego w celu zapytania się czy nie widział gdzieś mojej zaginionej towarzyszki.
-Hej Brie- zwrócił się do mnie. W samochodzie jeszcze ktoś siedział jednak nie zwróciłam uwagi na tą osobę.
-Cześć, widziałeś gdzieś Maryse?
-Yyy... Może widziałem a co?- powiedział ten głos. Cholera znam ten głos. Louis.
-Po prostu jej szukam- wydukałam.
-Pojechała gdzieś z jakimś kolesiem- zaśmiał się.
Zostawiła mnie!
-Podwieźć cię do domu?- zapytał.
Nie! Nie chcę żebyś mnie odwoził do domu! Czy to ciężko zrozumieć, że chcę tylko wiedzieć gdzie jest Maryse!
-Tak- odpowiedziałam.
~~~~~~
Jest! Obiecałam, że dopiero po 3 kom. No ale niech będzie!
Co sądzicie o tym rozdziale?
FLAKI Z OLEJEM! (ale długi, jednak xd)
No ale co by było gdybym sb niczego nie zrobiła.... W poniedziałek (tamten) skręciłam sb nogę. Kaleka ze mnie xd
Wasza Kaleka <3